Kogo jak kogo, ale zakonnicy tak goło prezentować zwyczajnie nie wypada. Stąd naprawdę długo szukałem dykteryjki godnej tej ilustracji. Dostrzegając tylko siostrę na ulicy obserwowałem ją czujnie i w skupieniu, z
perfidną modlitwą na ustach, żeby tylko coś nieboraczka wywinęła. Raz doszło nawet do neutralnego, całkiem niewymuszonego tête-à-tête między mną a jedną z – by tak rzec – nich. Dar – zdawałoby się – niebios. Spotkałem
ją w poczekalni do lekarza i – jakże zdesperowany – rozmawiałem. To było tuż
przed weekendem majowym i musieli podmienić doktora, bo ta moja była na urlopie.
Lekarskim, bo jakim? Tak, to ciężka anegdota.
Sam lekarz? Kozacki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz